Na tropie ginących zawodów

Czy uwierzycie, że na szkolną wycieczkę można pojechać do … szkoły? Mało tego - podczas tej wycieczki dobrowolnie wziąć udział w lekcjach? Wydaje się nie do pomyślenia, a jednak…
W dniu 29.września uczniowie klas 7a, 7b i 6a pod opieką Pań Edyty Krukar, Iwony Kuci, Urszuli Chmiel i Joanny Boczar wyruszyli na długo wyczekiwaną wycieczkę autokarową w Bieszczady. Punktem docelowym były Uherce Mineralne. Tam w odremontowanym budynku dawnej szkoły z początku XX w. znajduje się Bieszczadzka Szkoła Rzemiosła. Wizyta w niej to niemal podróż w czasie. Najpierw hologramowe postaci dziewczynki i jej dziadka opowiedziały nam o dawnej szkole, ginących zawodach i Bieszczadach z czasów, kiedy na tych terenach żyli w zgodzie katolicy, grekokatolicy i żydzi. Później uczestniczyliśmy w zajęciach warsztatowych. Już wiemy jak ulepić miseczkę z gliny i upiec proziaki (takie własnoręcznie zrobione smakują nawet lepiej niż te babcine!) Dowiedzieliśmy się czym zajmował się zdun i druciarz, a także co to jest kałamarz, stalówka i obsadka. Zmierzyliśmy się ze sztuką pięknego pisania, czyli kaligrafią. A do tego zdobyliśmy mnóstwo nowych informacji o naszym regionie i życiu w dawnej wsi. Co więcej, niektórzy z nas doświadczyli kary stosowanej w szkole przed laty, czyli ... klęczenia na grochu z rękami do góry.
Po zajęciach lekcyjnych czas na relaks na świeżym powietrzu, ruszyliśmy więc drezynami rowerowymi do Olszanicy. Okazało się, że jazda na rowerze w kolumnie, po torach kolejowych z balastem w postaci kilku kolegów na ławeczce nie jest taka łatwa. Co chwilę dochodziło do stłuczek, co wywoływało salwy śmiechu zarówno u tych najechanych, jak i u „najeźdźców”.
Nasze nadwątlone jazdą drezynami siły podreperowaliśmy smacznym obiadem w Ośrodku Caritas w Myczkowcach. Po krótkim odpoczynku w Ogrodzie Biblijnym, wybraliśmy się do Parku Miniatur, gdzie mogliśmy obejrzeć najciekawsze i najpiękniejsze obiekty sakralne naszego regionu, a także miejscowości przygranicznych Słowacji i Ukrainy. Kolejną atrakcją była wizyta w Mini Zoo, w którym koniecznie chciały się z nami zaprzyjaźnić kozy, kucyki, kury, pawie i bażanty. Na wszelki wypadek, bojąc się oplucia, szerokim łukiem omijaliśmy lamy, które całkowicie nas ignorowały. Na koniec pospacerowaliśmy jeszcze po zaporze w Myczkowcach zachwycając się lasami w jesiennej szacie, zakupiliśmy pamiątki i udaliśmy się w drogę powrotną.