• Nasza szkoła

    Już od ponad stu lat istnienia szkoły pedagogom i uczniom towarzyszy myśl Owidiusza: „Gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo” („Kropla drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym padaniem”). Jedynie ciężka praca jest receptą na sukces.

  • Wyjątkowe wycieczki

    Zwiedzamy nie tylko najbliższy nam Beskid Niski, ale również bywamy w Bieszczadach, Pieninach i Tatrach. Podziwiamy architekturę Krakowa, Wrocławia, Warszawy… Kształtujemy swe gusta estetyczne, słuchając koncertów w filharmonii, oglądając spektakle w teatrze i projekcje filmowe w kinie.

  • Chór Kantata

    Od 2005 roku działa chór Kantata, który swoimi występami uświetnia uroczystości szkolne i środowiskowe, wzbudzając podziw i aplauz widowni. Przynosi niewątpliwie chlubę naszej szkole.

  • Odkrywamy talenty

    W każdym uczniu, już od najmłodszych lat, odkrywamy i pielęgnujemy uzdolnienia artystyczne, matematyczne, sportowe i inne. Świadectwem naszej pracy są liczne sukcesy w konkursach, olimpiadach, festiwalach i zawodach sportowych.

  • Sukcesy sportowe

    Jesteśmy w czołówce najbardziej usportowionych szkół województwa podkarpackiego. Osiągamy znaczące sukcesy w różnych dyscyplinach: piłce ręcznej, koszykówce, biegach przełajowych…

  • Wysoki poziom nauczania

    Rzetelna i systematyczna praca pedagogów gwarantuje harmonijny i wszechstronny rozwój uczniów oraz otwiera im drzwi do najlepszych szkół ponadpodstawowych w regionie.

Jak żyć z AIDS...

W dniu 21 listopada gimnazjaliści udali się na film "Kto nigdy nie żył" w reżyserii Andrzeja Seweryna. Dzieło przedstawia losy księdza (w tej roli Michał Żebrowski), pracującego z tzw. trudną młodzieżą, uzależnioną od narkotyków. W pewnym okresie swojego życia dowiedział się, że jest chory na AIDS. To oznaczało dlań tylko jedno, że zostało mu życia mniej niż więcej. Wiadomość o chorobie, przekazana przez ordynatora (ów epizod zagrał sam reżyser) przytłoczyła Jana, który musiał zmienić swe dotychczasowe życie. Został przez Boga poddany próbie...
Niezmiernie wymowną sceną okazał się pogrzeb Marysi, która nie mogła poradzić sobie z problemami, dlatego od kłopotów uratował ją "złoty strzał". Podczas ceremonii pogrzebowej jej przyjaciele wbijali w trumnę strzykawki, symbolizujące śmierć i jedną z plag współczesnego świata - narkomanię. Każdego zapewne poruszyła scena, kiedy to siostra zmarłej pragnęła przekazać znak pokoju narkomanom (siedzącym w ławkach po drugiej stronie w świątyni), ale ojciec udaremnił to pojednanie, odciągając dziecko od młodych ludzi, uzależnionych, błądzących, chorych. Ów epizod na trwałe wpisał się w pamięć widza, gdyż dobitnie została tu nakreślona granica pomiędzy światem ludzi zdrowych i chorych, normalnych i ułomnych, porządnych i tych z marginesu społecznego. Ten wyraźny brak akceptacji, tolerancji i zrozumienia miał swój ciąg dalszy podczas rozmowy księdza Jana z matką (Teresa Marczewska). Za zupełnie naturalne uznał on, by o swej chorobie powiadomić najbliższych i przełożonych. W takiej kolejności postąpił i o ile rozmowa z księdzem biskupem przebiegła dość spokojnie, o tyle w mieszkaniu matki Jan nie doczekał się jakże potrzebnego mu w chwili zwątpienia w Boską opatrzność wsparcia, ciepła i otuchy. Usłyszał jedynie: „"Co za wstyd...". Dla niej zupełnie nie były istotne diagnozy lekarskie, możliwości dalszego leczenia, nie zapytała nawet o przyczyny zarażenia. Martwiła się, by ta informacja nie stała się tajemnicą poliszynela, by nie ujrzała światła dziennego. Dla Jana zatem choroba to dramat tym większy, że nie mógł liczyć na matczyną miłość i współczucie.

Bohater uciekł z Warszawy, by udać się na prowincję do klasztoru i tam żyć w spokoju z dala od wielkomiejskiej cywilizacji. Nie wytrzymał jednak odosobnienia. Życie za klasztorną furtą nie było dla niego, pojawiły się pierwsze symptomy choroby - to wszystko zrodziło bunt w młodym księdzu, który pod osłoną nocy opuścił klasztor. Wówczas napotkał na swej drodze troje młodych ludzi. To dzięki nim, podróżując przez kilka dni incognito, odnalazł wiarę i sens życia...
Muzyka autorstwa Jana Kaczmarka, laureata Oscara za film "Marzyciel", była poruszająca i nostalgiczna, refleksyjna i subtelna. Powiedzielibyśmy nawet, że charakteryzowała postaci, dźwiękiem kreśliła ich portrety psychologiczne, oddając stany ducha i emocje bohaterów. Przygotowywała widza do ważnych, tragicznych zdarzeń (jak informacja o śmiertelnej chorobie księdza), ale też opowiadała o radościach, płynących z siły miłości i przyjaźni między ludźmi.


Obraz Seweryna skłonił do refleksji i przemyśleń na ważne tematy egzystencjalne. Uczył pokory, szacunku, umiejętności wybaczania. To bardzo ważne cechy natury ludzkiej, stanowiące istotę człowieczeństwa. Film zakończył się optymistycznie - na warszawskiej ulicy spotkali się antagoniści - narkomani, poddani uprzednio ostracyzmowi, i ludzie zdrowi, prawidłowo funkcjonujący w społeczeństwie. Reżyser pragnął tym samym - może nieco w banalny sposób - napomnieć nas, byśmy w swych sądach nie popadali w hipokryzję, nie kreowali się na świętoszków, lecz byli tolerancyjni i wyciągali pomocną dłoń.