Wycieczka do stolicy Dolnego Śląska

„Wrocław jest miastem położonym na styku trzech krajów, które historia bardzo ściśle ze sobą połączyła. Jest poniekąd miastem spotkania. Jest miastem, które jednoczy. Tutaj w jakiś sposób spotyka się tradycja duchowa Wschodu i Zachodu”.

Jan Paweł II

W dniach 14-16 listopada 2022 roku 42-osobowa grupa uczniów z klas piątych, szóstych, siódmej i ósmych pod opieką nauczycieli: Pana dyrektora Piotra Ciska, Pani Edyty Krukar i Pana Waldemara Kilara wzięła udział w bardzo ciekawej wycieczce do Wrocławia położonego nad Odrą, miasta o tysiącletniej historii, prężnego ośrodka kulturalnego i naukowego, a wg rankingu firmy Mercer uznawanego za „najlepsze miejsce do życia”. Zorganizowanie trzydniowej wycieczki było możliwe dzięki finansowemu wsparciu Ministerstwa Edukacji i Nauki w ramach programu „Poznaj Polskę”.

Dlatego zaproszenie do udziału w tym wydarzeniu otrzymali uczniowie, którzy w ubiegłym roku szkolnym wyróżnili się na tle całej społeczności wysokimi wynikami w nauce, chwalebnym zachowaniem i pracą społeczną.
Pierwszy dzień wycieczki obfitował w wiele intelektualnych przeżyć i wzruszeń. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wizyty na stadionie piłkarskim klubu Śląsk Wrocław. Ten popularny obiekt sportowy obecnie nosi nazwę Tarczyński Arena. Zrobił na nas ogromne wrażenie. Dowiedzieliśmy się, że może pomieścić ponad 45 tys. widzów, którzy oglądali m.in. mecz reprezentacji Polski w piłce nożnej podczas Euro 2012. Obiekt jest także miejscem organizacji wielu wydarzeń kulturalnych, w tym koncertów światowej sławy gwiazd muzyki. Naszą uwagę przykuła elewacja zbudowana z półprzezroczystej siatki wykonanej z włókna szklanego pokrytego teflonem, a także zadbana murawa na płycie stadionu, która jest specjalnie nawożona, przycinana i zraszana. Mieliśmy okazję wziąć udział w improwizowanej konferencji prasowej z udziałem trenerów i kapitanów przeciwnych drużyn (w te role jako wielcy fani futbolu wcielili się uczniowie z naszej szkoły), a nie lada gratką było zadawanie pytań (nie tylko po angielsku). Poznaliśmy historię chluby miasta – Śląska Wrocław, który odegrał znaczącą rolę w rozwoju polskiego sportu w XX i XXI wieku jako dwukrotny mistrz kraju w roku 1977 i w 2012.
Następnie udaliśmy się do Centrum Edukacji Ekologicznej „Hydropolis”, mieszczącego się w neogotyckim podziemnym zbiorniku wody czystej. Za pomocą interaktywnych instalacji, wiernych replik i modeli statków oraz okrętów podwodnych, makiety miasta czy ekranów dotykowych poszerzyliśmy swoją wiedzę na temat wody. Mogliśmy wejść do rzeczywistych rozmiarów repliki batyskafu „Trieste”, który jako pierwszy w historii dotarł do najgłębszego miejsca na Ziemi, poznać działanie starożytnych wynalazków związanych z wodą lub dowiedzieć się, ile wody zawiera ludzkie ciało. Dzięki ekspozycji dotyczącej serialu „Wielka woda” w reżyserii Jana Holoubka (akcja rozgrywa się we Wrocławiu) poznaliśmy historię powodzi tysiąclecia, która nawiedziła w lipcu 1997 roku południową i zachodnią Polskę, Czechy, wschodnie Niemcy, Słowację oraz Austrię. Spośród innych atrakcji zgromadzonych w centrum zwróciliśmy szczególną uwagę na drukarkę wodną, wir wodny o wysokości 3,5 m, stację badawczą rafy koralowej oraz instalację złożoną z modeli rekina i 1500 tuńczyków w skali 1:1.
Ciekawym doświadczeniem dla każdego z nas była krótka, bo zaledwie trzyminutowa, podróż popularną polinką, czyli koleją linową Politechniki Wrocławskiej, łączącą uczelnię z kampusem studenckim „Na Grobli” po drugiej stronie Odry. Została ona zbudowana w 2013 roku z myślą o studentach i pracownikach naukowych, jednak bardzo szybko stała się atrakcją turystyczną całego Wrocławia. Dlatego my także postanowiliśmy odbyć podniebną przejażdżkę w wagonikach, doceniając nie tylko pomysłowość i kreatywność konstruktorów, ale także podziwiając piękno Wrocławia w jesiennej szacie.
Wreszcie nadszedł wieczór i długo wyczekiwany spacer po Starym Mieście. Będąc na Rynku, jednym z największych w Polsce, obserwowaliśmy przygotowania do 13. edycji Jarmarku Bożonarodzeniowego, który w tym roku odbędzie się w dniach 18 listopada – 31 grudnia. Na naszych oczach powstawała bajkowa sceneria, którą tworzyły: trzypoziomowy domek z tarasem i wieżyczką z podświetlanym zegarem, świąteczny wiatrak, karuzela oraz kramy symetrycznie rozmieszczone na placu wzdłuż pierzei Rynku. W nozdrzach poczuliśmy zapach pachnących lasem choinek, aromat grzanego wina i czekoladowych pierników. Kolorowe światełka dopełniały całości. Z uwagą słuchaliśmy opowieści o tym magicznym miejscu, które jest sercem miasta. Zobaczyliśmy najważniejsze zabytki, w tym Stary Ratusz, w którym obecnie mieści się Muzeum Sztuki Mieszczańskiej, a w jego podziemiach znajduje się słynna Piwnica Świdnicka, jeden z najstarszych lokali gastronomicznych w Europie. Rozpoczęliśmy także za pomocą aplikacji poszukiwanie wrocławskich krasnali, które są symbolem miasta.
Od lat historycy, dziennikarze i miłośnicy Wrocławia spierają się, skąd krasnale wzięły się w stolicy Dolnego Śląska. Jedna z teorii głosi, że pojawiły się dopiero w latach 80. XX wieku. Wtedy to na murach malowano podobizny uśmiechniętego skrzata w pomarańczowej czapce z kwiatkiem w ręce. Te artystyczne wytwory były dziełem ruchu znanego jako Pomarańczowa Alternatywa, który przy pomocy humoru walczył z absurdami komunistycznych czasów. Najwięcej malowideł krasnali wykonano na ulicy Świdnickiej, na której spotkaliśmy kilku dziarskich skrzatów. Dziś figurki tych fantastycznych postaci zamontowano w każdej dzielnicy miasta. Ponoć jest ich prawie 400, a są one dziełem uznanych wrocławskich artystów i rzemieślników: Tomasza Moczka, Marty Mirynowskiej, Piotra Makały, Grzegorza Łagowskiego i innych rzeźbiarzy.
Wędrując ulicami miasta, dotarliśmy także do plenerowej galerii neonów, czyli najbardziej rozświetlonego podwórka przy ul. Ruskiej, którą – jeśli wierzyć przewodnikom – oświetlają 22 neony z czasów PRL-u. Tutaj nadano im niejako drugie życie. Zobaczyliśmy między innymi sentymentalne neony z dawnych kin „Dworcowego”, „Ogniska” i „Warszawy”, potężnych rozmiarów „Elam” z ul. Chorwackiej, „Rumcajsa” z ul. Powstańców Śląskich, „Modę Polską” z Rynku czy „Grand Hotel” z ul. Piłsudskiego. To intrygujące muzeum na wolnym powietrzu prezentuje przechodniom historyczne neonowe szyldy z Wrocławia i Dolnego Śląska. Żaden z tych unikatowych obiektów nie miał szansy przetrwać w swoim oryginalnym miejscu. Zapomniane i niepotrzebne trafiłyby na złom, my mogliśmy je podziwiać w pełnej krasie tuż po zmroku.
Drugi dzień pobytu we Wrocławiu był równie intensywny. Dzięki eksplorowaniu ciekawych zakątków miasta poszerzyliśmy swoją wiedzę z zakresu historii i kultury. Pierwszym punktem programu był spacer po Ostrowie Tumskim, czyli najstarszej części Wrocławia, która powstała na ówczesnej wyspie na obszarze przepraw na Odrze w okolicy ujścia rzeki Oławy. Tu pierwsi Piastowie założyli swój gród, który, z czasem rozbudowywany, stał się siedzibą Piastowiczów śląskich, czyli linii dynastycznej założonej przez księcia Władysława Wygnańca. Mówi się, że Ostrów – ze względu na liczne świątynie – jest „państewkiem kościelnym”. Doznaliśmy tego wrażenia, przechodząc przez Most Tumski, powstały pod koniec XIX stulecia, który połączył kościelną i świecką część miasta. Tuż przy tej imponującej konstrukcji ujrzeliśmy dwie figury: św. Jadwigi śląskiej, żony Henryka Brodatego, i Jana Chrzciciela – patrona wrocławskiej archikatedry. Na Placu Kościelnym naszą uwagę przykuła figura św. Jana Nepomucena, który zginął za strzeżenie tajemnicy spowiedzi. Według legendy czeski król Wacław IV skazał go na śmierć w 1393 roku, ponieważ podejrzewał swoją żonę o zdradę, a Jan Nepomucen nie chciał wyjawić jej grzechów.
Po krótkiej modlitwie w XIII-wiecznym kościele Świętego Krzyża udaliśmy się w kierunku kościoła św. Idziego, który do dziś pełni rolę najstarszej czynnej świątyni w mieście. Jednakże najwspanialszym zabytkiem gotyckiej architektury sakralnej Ostrowa Tumskiego jest katedra św. Jana Chrzciciela, zwana również Matką kościołów śląskich. Budowla imponuje rozmiarami: ma 98m wysokości, długa jest na 100m, a szerokość świątyni wynosi 44,6m. Szkoda, że znaczna część zabytkowego wyposażenia wnętrza przepadła w 1945 roku, dlatego dziś katedrę wypełniają także zabytki pochodzące z innych śląskich kościołów. Jedną z perełek Ostrowa jest Pałac Arcybiskupi – miejsce, w którym „Solidarność” ukryła swoje 80 milionów złotych. Związkowcy przewidzieli, że władze wprowadzą stan wojenny w Polsce i zamrożą wszystkie środki na kontach bankowych należących do organizacji, a wtedy finansowanie NSZZ „Solidarność” byłoby zagrożone. Wiedzieli, że władze nie będą szukać pieniędzy opozycji w parafiach, dlatego uznali, że Pałac Arcybiskupi na Ostrowie Tumskim będzie doskonałą kryjówką. Dzięki tym środkom wspierano m.in. rodziny internowanych opozycjonistów, walczących o wolną Polskę.
Pełni wrażeń, żegnając Ostrów Tumski, żałowaliśmy jedynie, że – ze względu na porę dnia – nie spotkaliśmy latarnika, ubranego w czarną pelerynę, który każdego dnia przed zmierzchem na trasie między placem Katedralnym a ul. św. Marcina zapala zabytkowe latarnie gazowe.
W końcu nadszedł czas na obejrzenie monumentalnego obrazu „Panorama Racławicka”, namalowanego we Lwowie przez zespół malarzy pod kierunkiem Wojciecha Kossaka i Jana Styki w 100. rocznicę zwycięstwa kosynierów Tadeusza Kościuszki nad wojskami rosyjskimi, dowodzonymi przez gen. Aleksandra Tormasowa, w bitwie pod Racławicami w 1794 roku. To ogromnych rozmiarów płótno (15m x 114m) trafiło po II wojnie światowej do Wrocławia wraz ze zbiorami przywiezionymi z Ossolineum i jest eksponowane od 1985 roku w specjalnie zaprojektowanym budynku rotundy. Dość powiedzieć, że obraz został namalowany na płótnie żaglowym, sprowadzonym z Belgii, że jego powierzchnia wynosi 1800 metrów kwadratowych, a do zagruntowania materiału zużyto 750 kg farby. Dzieło zachwyca nie tylko urokliwymi pejzażami czy batalistycznymi scenami, ale także wiernym przedstawieniem postaci żołnierzy i włościan. Było to dla nas ogromne przeżycie duchowe, ponieważ po raz pierwszy mieliśmy kontakt z tak monumentalnym dziełem sztuki plastycznej.
Emocje na dobre jeszcze nie opadły, a my już zaczęliśmy zwiedzać muzeum poświęcone historii współczesnej Wrocławia i Dolnego Śląska. Przed Centrum Historii Zajezdnia pod zegarem przywitał nas krasnal Zajezdniak z transparentem „Solidarność” i miniaturą autobusu Jelcz 043. Tę rzeźbę ustawiono dla upamiętnienia protestów w zajezdni nr VII w sierpniu 1980 roku. Zaprezentowane zbiory miały na celu ukazanie trudnych dziejów miasta w czasie II wojny światowej, jego wyzwalania przez Armię Czerwoną w 1945 roku i w okresie rządów władzy komunistycznej. To nowoczesne muzeum zaprojektowano z myślą o odbiorcy w każdym wieku, dlatego stworzono scenografię odwzorowującą m in. przedwojenną ulicę Lwowa, warszawski kanał czy sklep mięsny z lat 80. XX wieku. Mnóstwo ekranów dotykowych z informacjami historycznymi, okraszonymi archiwalnymi zdjęciami, nagrania przemówień partyjnych, fragmenty autentycznych listów repatriantów ze wschodu, propagandowe hasła, podkreślające wyższość systemu komunistycznego nad kapitalistycznym – wszystko to sprawiło, że lepiej poznaliśmy epokę, która upadła w Polsce w 1989 roku. Zobaczyliśmy m.in. wagon bydlęcy, którym przywożono na Ziemie Odzyskane Polaków z Kresów. Zaciekawiły nas produkty wyeksponowane w kiosku RUCH-u, samochód marki Fiat 126p, czyli popularny „maluch”, legenda motoryzacji Polski Ludowej.
Wreszcie trafiliśmy do Muzeum Mineralogicznego Uniwersytetu Wrocławskiego, którego zbiory liczą około 30 tys. okazów minerałów z całego świata, a także meteoryty. Zachwyciły nas swoją barwą malachity, nefryty, ammolity i chalcedony. Spodobała się nam również ekspozycja krzemienia pasiastego, zwanego polskim diamentem. Okazało się, że to rarytas na skalę światową, ponieważ występuje tylko w jednym miejscu na Ziemi – na Kielecczyźnie.
Spacer popołudniową porą po starówce był równie interesujący jak poprzedniego dnia. Słuchając frapujących opowieści, oglądaliśmy ważne dla historii miasta zabytki: gotycką bazylikę św. Elżbiety Węgierskiej, w której znajduje się Mauzoleum Pamięci Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej; reprezentacyjny gmach Uniwersytetu Wrocławskiego ze słynną barokową Aulą Leopoldyńską, nazwaną tak na cześć fundatora uczelni cesarza Leopolda I Habsburga; siedzibę Ossolineum, czyli jednego z najważniejszych i najstarszych ośrodków kultury polskiej, posiadającego w swych bogatych zbiorach bibliotecznych rękopis „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza.
Niezwykle wyjątkową atrakcją miasta jest ścieżka historii Wrocławia, dzięki której poznaliśmy tysiącletnie dzieje miasta. Znajduje się ona na placu Nankiera. Tworzy ją zbiór płyt z brązu wmontowanych w chodnik. Otwiera ją karta tytułowa z repliką zegara z wrocławskiego Ratusza. Na kolejnych płytach wspominano m.in. o najeździe Mongołów na Polskę i śmierci księcia śląskiego Henryka Pobożnego (1241), przejęciu miasta przez Habsburgów, spowodowanej klęską Ludwika Jagiellończyka w bitwie pod Mohaczem (1526), przejściu Wrocławia pod władzę Prus (1741) wskutek wojny o sukcesję austriacką. Naszą uwagę przykuła informacja o rewolucji krawców z roku 1793 roku. Jak się okazało, był to strajk czeladników krawieckich przeciw represjom wymierzonym w członków cechu krawców, stłumiony krwawo przez wojsko. Ostatnią zamontowaną płytą upamiętniono literacką Nagrodę Nobla dla wrocławianki Olgi Tokarczuk.
Podczas popołudniowego spaceru dotarliśmy do średniowiecznego więzienia, mieszczącego się na skrzyżowaniu ulic Nożowniczej i Więziennej. Obecnie w tym gotyckim budynku mieści się Instytut Archeologii i Etnologii PAN. Tutaj również odnaleźliśmy kolejnego krasnala o imieniu Więziennik. Siedzi on w oknie, za kratami, z wielką kulą u nogi. Miejska legenda głosi, że wyrok odsiadywał we wrocławskim więzieniu niemiecki rzeźbiarz z Norymbergi Wit Stwosz, twórca ołtarza w Kościele Mariackim w Krakowie, za sfałszowanie weksla.
Nieopodal mieści się kolejna atrakcja miasta, którą nie omieszkaliśmy sfotografować. Mowa o Pomniku Zwierząt Rzeźnych przy ul. Stare Jatki. Od czasów średniowiecza tutaj działały zakłady rzeźnicze i sklepy mięsne, stąd pochodzi powszechnie znana nazwa uliczki, która dziś słynie nie tylko z pracowni i galerii artystycznych, ale przede wszystkim z grupy rzeźb zwierząt domowych, odlanych z brązu. Przywitaliśmy się z gęsią, kozą i kaczką. Zrobiliśmy sobie zdjęcie z dumnie stojącym na podmurówce kogutem. Usiedliśmy na świni i przykucnęliśmy przy króliku. Wierni poszukiwacze krasnali wypatrzyli kolejną figurkę. Był to Rzeźnik z toporkiem w ręku.
Spacer zakończyliśmy przed Domkiem Miedziorytnika. Wrocławianie nazwali ten XV-wieczny niewielki budynek kamieniczką Jaś, ponieważ jest połączony arkadą z większą kamieniczką Małgosia. Imiona bohaterów baśni braci Grimm wydały im się odpowiednie, ponieważ budowle przypominały im dzieci trzymające się za ręce.
Jednakże największą atrakcją drugiego dnia pobytu w stolicy Dolnego Śląska było nocne podziwianie panoramy rozświetlonego miasta z tarasu widokowego wieżowca Sky Tower, wzniesionego w 2012 roku. Zanim tam trafiliśmy, dane nam było obejrzeć wyjątkową plenerową rzeźbę „Pomnik Anonimowego Przechodnia”, składającą z czternastu odlanych z brązu postaci ludzi. Pomnik, wzorowany na instalacji artystycznej Jerzego Kaliny z lat 70. XX wieku, odsłonięto w nocy z 12 na 13 grudnia 2005 roku w rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Widzieliśmy, jak postaci „schodzą” i „wychodzą” spod chodnika po dwóch stronach jezdni. Naszym zdaniem to jedno z bardziej niezwykłych miejsc Wrocławia. Zgodnie uznaliśmy, że dzięki takim projektom architektura i design miasta stają się unikatowe i oryginalne na skalę światową. Podobno ów pomnik należy interpretować jako artystyczną metaforę wprowadzenia stanu wojennego.
Przed wejściem głównym do Sky Tower, mierzącego aż 212m wysokości, przywitała nas inna monumentalna rzeźba: praca hiszpańskiego artysty Salvadora Dalego, pochodząca z serii przedstawień zatytułowanych „Profil Czasu”. Jak się dowiedzieliśmy, brązowa rzeźba stanowi kontynuację rozważań artysty nad przemijaniem, zapoczątkowaną powstałym w 1931 roku obrazem „Trwałość pamięci”, znanym także pod tytułem „Cieknące zegary”. Będąc wewnątrz obiektu, na 49. piętrze, mimo że nie dostrzegliśmy ani góry Ślęży, ani Chełmca i Śnieżki, których szczyty skrywała noc, to poczuliśmy się niczym podczas lotu samolotem po rozgwieżdżonym niebie. Miasto zachwyciło nas ogromem świateł. Reprezentacyjne budynki w pięknej iluminacji, drogi i mosty w poświacie, rozświetlone parki – taki obraz ukazał się naszym oczom i pozostanie na pewno na długo w pamięci.
Dzień trzeci rozpoczęliśmy od wizyty w Afrykarium i Ogrodzie Zoologicznym. Oceanarium, prezentujące faunę i florę Czarnego Lądu i okalających go wód, zrobiło na nas wielkie wrażenie. W przeszklonym tunelu z bliska oglądaliśmy rekiny, w basenie kąpał się hipopotam nilowy, tuż obok nas, na wyciągnięcie ręki, przepływały dziesiątki gatunków ryb, bytujących w rafie koralowej Morza Czerwonego. Natomiast w najstarszym w Polsce zoo na wolnym powietrzu, w wyznaczonych strefach, widzieliśmy zwierzęta egzotyczne takie jak: słonie, małpy, marabuty, kotiki afrykańskie, a także gatunki rodzime: niedźwiedzie, rysie i dziki. Zrozumieliśmy, że ogrody zoologiczne chronią rzadkie, zagrożone wyginięciem gatunki, angażują się w badania naukowe i prowadzą działalność edukacyjną, czego doświadczyliśmy sami na własnej skórze, wzbogacając swoją wiedzę przyrodniczą, czytając ciekawostki o zwierzętach na tablicach demonstracyjnych, obserwując ssaki, gady i ptaki podczas karmienia przez ich opiekunów. Uzmysłowiliśmy sobie, że los planety i jej mieszkańców leży w naszych rękach.
Nie mogło nas zabraknąć przed Halą Stulecia, wpisaną na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Obiekt, zaprojektowany przez Maxa Berga, oddany do użytku w 1913 roku w 100. rocznicę zwycięstwa Prus nad Napoleonem w bitwie pod Lipskiem, zbudowano z okazji Wystawy Stulecia, która miała pokazać potęgę Niemiec. Gmach określa się mianem perły wrocławskiego modernizmu. Imponuje rozmiarami: sama kopuła ma rozpiętość 65m. Odbywają się tu ważne wydarzenia sportowe i muzyczne. Zwróciliśmy jeszcze uwagę na iglicę, zainstalowaną na placu przed budynkiem w 1948 roku. Miała ukazywać dążenia wrocławian do odbudowy zniszczonego II wojną światową miasta. Stąd trzy odnóża podstawy, przedstawiające zjednoczone klasy społeczne – robotników, chłopów i tzw. inteligencji pracującej, w walce o wspólne dobro narodowe.
Nieopodal Hali Stulecia znajduje się Pawilon Czterech Kopuł, do którego udaliśmy się, ażeby zapoznać się ze zbiorami sztuki współczesnej. Kolekcje obrazów, grafik, rzeźb i instalacji polskich artystów takich jak: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Leon Chwistek, Jan Cybis, Tadeusz Kantor, Zdzisław Beksiński, Władysław Hasior, Magdalena Abakanowicz skłoniły nas do refleksji nad istotą sztuki i sposobu jej oddziaływania na odbiorcę. W muzeum przeżyliśmy… deja vu. W jednej z sal wystawienniczych zaprezentowano replikę „Pomnika Anonimowego Przechodnia” Jerzego Kaliny o nazwie „Przejście”. Nie były to jednak postaci odlane z brązu, lecz pomalowane farbą manekiny. Słowa Marii Jaremy: „Sztuka rodzi się z wolności myślenia” rzuciły nowe światło na nasze postrzeganie malarstwa abstrakcyjnego, uchodzącego w powszechnej świadomości za trudną i niezrozumiałą formę ekspresji. Wszak wraz z rozwojem fotografii artysta został zwolniony z kopiowania rzeczywistości i zaczął kreować świat, będący malarską interpretacją pejzażu duszy. To sztuka służy poznaniu tego, co nas otacza, i reaguje na zagrożenia otaczającego nas świata. Kontakt z kulturą polską XX wieku był ostatnim punktem na trasie Wrocławia.
Pora na kilka wniosków. Trzydniowy wyjazd edukacyjny okazał się wspaniale, bo twórczo, spędzonym czasem w gronie rówieśniczym. Warto było pojechać na drugi kraniec Polski, by doświadczyć tak wielu przeżyć natury estetycznej i duchowej. Zrozumieliśmy, że naszym moralnym obowiązkiem jest poznawanie ojczyzny – miejsc związanych historią i kulturą. Poczuliśmy się dumni, oglądając wspaniałe dzieła sztuki polskich artystów, korzystając z osiągnięć technicznych rodzimych konstruktorów, doceniając piękno przyrody ojczystej w jesiennej aurze. Obyśmy mogli częściej zwiedzać Polskę dzięki programowi Ministerstwa Edukacji i Nauki „Poznaj Polskę”. Planów mamy wiele. Być może w kolejnej edycji projektu udamy się do Poznania lub nad Bałtyk…